Pamiętacie „Proces” Kafki? Dla przypomnienia: Józef K.,
człowiek, który nagle dowiaduje się, że jest oskarżony, ale nie wie ani o co,
ani przez kogo i nie może się przebić przez mur kancelaryjno-urzędniczy. Tak
naprawdę kwestia: jest winny czy nie, nie ma dla nikogo żadnego znaczenia:
wiadomo, że Józef K. jest winny. Wszyscy to wiedzą.
Tak samo jest z kawą. Na kawoszy patrzy się podejrzliwe,
niekiedy ze wzgardą, że nie potrafią się powstrzymać od picia ulubionego
napoju, że świadomie szkodzą swojemu zdrowiu. Gdyby zapytać, czemu uważają, że
kawa jest szkodliwa, usłyszałoby się odpowiedź: „przecież wiadomo, że kawa jest
szkodliwa. To używka. Wszyscy to wiedzą”.
Może i wszyscy, ale jak to było u Sapkowskiego: lepiej
należeć do niektórych niż do wszystkich.
Co na temat kawy mogą powiedzieć niektórzy:
Kawa nie jest używką. Kawa nie uzależnia. Owszem, niektórzy
nie wyobrażają sobie życia bez kawy, ale to nie znaczy, że są od niej
uzależnieni. Większość z nas nie wyobraża sobie życia bez chleba i to również
nie oznacza, że jesteśmy od niego uzależnieni. Kawa nie uzależnia i tyle w tym
temacie.
Moją specjalnością są nowotwory, więc nie śledzę wyników
badań nad korzystnym wpływem elementów żywności w przypadku innych chorób, ale
rzuciłam na to ostatnio okiem. Po pierwsze, okazuje się, że kawa może mieć
pozytywne działanie w szeregu różnych rzeczy, głównie w przypadku chorób wieńcowo-naczyniowych.
Zmniejsza ryzyko zachorowania na cukrzycę typu drugiego. Ponieważ jednak
kofeina zawarta w kawie rzeczywiście może podwyższać ciśnienie (nie każdemu,
zależy to predyspozycji genetycznych) ostrożnie do kawy kofeinowej powinny
podchodzić osoby z nadciśnieniem. Zresztą, jeśli dysponujemy ciśnieniomierzem,
możemy sami sprawdzić, czy kawa nam podwyższa ciśnienie. Albo wprosić się na
filiżankę kawy do kogoś posiadającego ciśnieniomierz i zmierzyć sobie ciśnienie
przed wypiciem kawy i po.
W ogóle, jeśli boimy się tej kofeiny, możemy pić kawę
bezkofeinową – to nie kofeina ma te korzystne dla naszego zdrowia działanie,
tylko szereg innych składników.
Z tą kawą to w ogóle jest dziwna historia. Ponieważ „wszyscy
wiedzieli”, że kawa jest szkodliwa, nikt się nią zajmował pod kątem, jakie
korzystne działanie dla naszego zdrowia może mieć. I dlatego stosunkowo
niedawno zostały odkryte takie części składowe kawy, które mają fantastyczny
wpływ na nas. Ale o tym za chwilę.
Kawę zaczęto podejrzewać o to, że nie jest aż tak czarnym
charakterem, jak się wydaje, przy okazji innych badań. Po wywiadach z osobami
badanymi na temat ich zdrowia i nawyków żywieniowych coś się badaczom nie zgadzało. A mianowicie
osoby, które ze względu na swój tryb życia powinny mieć murowaną chorobę serca,
jej nie miały. Wyniki się nie zgadzały i trzeba było poszukać tajemniczego
czynnika X, który by odpowiadał za taką różnicę: że nie wszystkie osoby prowadzące
niezdrowy tryb życia (pisząc ogólnie, badacze wyszczególniali czynniki ryzyka,
oczywiście z paleniem na czele), że niektórzy z takich ludzi nie chorowali na
serce. Więcej niż niektórzy – całkiem spora grupa ludzi. Z wywiadów wynikało,
że tym tajemniczym czynnikiem X może być czarna kawa…
Ale oczywiście nikt w to nie chciał wierzyć. Dużo wody
jeszcze upłynęło i wiele badań przeprowadzono, zanim jednoznacznie stwierdzono,
że czarna kawa, pita w odpowiednich ilościach ma korzystny wpływ na nasze zdrowie:
w przypadku chorób sercowo-naczyniowych oraz ma działanie przeciwnowotworowe.
Jakie to niesamowite,
że nawet w dzisiejszych czasach nauka może nas tak zaskakiwać i możemy
dowiadywać się tak dla nas zadziwiających rzeczy.
„Nauka to największy romans wszechczasów”, jak powiedział
Herkules Poirot. I tak jest w istocie. Przez wieki wyszydzana, ale i podziwiana
oraz pożądana, uważana za złą nawet przez tych, którzy nie mogli jej się
oprzeć… I wreszcie, po latach, ludzie dowiadują się prawdy na jej temat… W
dramacie bądź filmie, wszyscy by jej padli na szyję i oblali się łzami
wzruszenia, przepraszając ją za wszystkie złe posądzenia. W życiu wygląda to
tak, że jeszcze przez wiele lat będą pokutować złe sądy na temat kawy.
No dobra, dramat na bok, wracamy do badań. Co takiego czyni
tę kawę taką zdrową?
Szereg substancji. Oczywiście najpierw podejrzewano o to
kofeinę, ale okazało się, że jednak nie. Kawa zawiera jednak mnóstwo innych
pożytecznych rzeczy: z najważniejszych to polifenole, melanoidyny, diterpeny.
Na przykład taki kwas chlorogenowy – to polifenol. Ma
szerokie spektrum działania: przede wszystkim to silny przeciwutleniacz. Poza
tym obniża wchłanianie cukrów w przewodzie pokarmowym. Może mieć (to wymaga
jeszcze potwierdzenia w dodatkowych badaniach) działanie przeciwwirusowe,
przeciwbakteryjne i przeciwgrzybiczne. Znajdziemy go nie tylko w kawie, ale
również np. w suszonych śliwkach.
Cafestol i kahweol – diterpeny zawarte w kawie. Również mogą
się pochwalić licznymi antyrakowymi właściwościami: obniżają genotoksyczność kilku
substancji rakotwórczych. W badaniach laboratoryjnych zaobserwowano, że prowadzą
do apoptozy (obumierania) komórek rakowych np. złośliwego międzybłoniaka
opłucnej. Mają też działanie antyangiogeniczne (powstrzymują proces przyłączania
sobie przez nowotwór nowych naczyń krwionośnych).
Już wiadomo, że ogólnie rzecz biorąc, kawa
przeciwnowotworowe właściwości ma. Ale czy każda i w jakim stopniu?
Otóż nie każda. Wszystkie powyższe rzeczy odnoszą się do
kawy parzonej ciśnieniowo - espresso, bądź, nazwijmy to parzonej tradycyjnie, na sposób arabski. I
oczywiście, mówimy o kawie czarnej. Podkreślę to dla wyrazistości – czysta kawa
bez mleka. Kawa filtrowana (z ekspresów przelewowych) jest gdzieś na średniej pozycji – duuużo
mniej wartościowa. A o pseudokawie rozpuszczalnej w ogóle nie ma co wspominać.
Zero.
I jeszcze jedna sprawa
jak to z nowotworami bywa, nie wszystko działa na wszystko. Różne produkty
wykazują działanie antyrakowe na różne typy nowotworów. Jak już pisałam, to
jest dopiero początek badań nad kawą w odniesieniu do nowotworów, ale już jakieś
dane mamy.
Podam kilka przykładów:
Spożycie co najmniej 4 filiżanek kawy dziennie zmniejsza ryzyko
zachorowania na raka jelita grubego. Oraz agresywnego raka prostaty (ale nie
raka prostaty ogólnie).
O złośliwym międzybłoniaku opłucnej już pisałam. Dodam tylko, że jest to bardzo agresywny
nowotwór o bardzo złym rokowaniu.
Ogólnie rzecz biorąc, spożycie kawy wiąże się ze
zmniejszonym ryzykiem zachorowania na raka pęcherza, piersi, policzków i
gardła, trzonu macicy, przełyku, wątroby, trzustki oraz białaczki.
Na razie tyle. Dalsze badania w toku.Kiedy pisałam mój kurs, kilka lat temu, były to zaledwie zalążki, a teraz proszę, ile się zmieniło...
Jest jeszcze kwestia ilości. I jest to niestety sprawa
bardzo skomplikowana. Filiżanka kawy – rzecz zmienna. We większości badań było
to espresso czyli mała filiżaneczka kawy. Jeśli badania dotyczyły kawy
filtrowanej to 150ml. Poza tym ile tych filiżanek dziennie? Wyniki badań przyprawiają tu o lekki zawrót
głowy. W jednych jest to powyżej 8 filiżanek dziennie, aby wynik był istotny
statystycznie. W innych 2, 3 filiżanki. Ale tylko u kobiet, bo u mężczyzn już powyżej
5 filiżanek. W niektórych badaniach wyniki badań statystycznych są istotne w
przypadku grupy pijącej poniżej jedną filiżankę dziennie, jedną dziennie i
powyżej 4 dziennie, ale już nie dla grupy osób pijących 2, 3 filiżanki
dziennie. W jednych badaniach skuteczność wykazywała kawa kofeinowa, w innych
bezkofeinowa. I tak dalej, naprawdę, zgłupieć można. Ale na ogół – i naukowcy zgadzają się co do
tego, że jest to ilość zalecana: antyrakową korzyść z kawy odniesiemy pijąc 4
do 5 filiżanek kawy dziennie.
Wyjaśnię, skąd takie rozbieżności w badaniach: badania tego
typu, badania porównawcze, są dość trudne w analizie i wyciąganiu wniosków. Jest
cała masa czynników, które należy brać pod uwagę i cała masa czynników, których
się nie bierze pod uwagę, a mają swój wpływ. Co nie zmienia faktu, że taki
natłok badań wykazujących antynowotworowe działania kawy dobitnie to udowadnia,
choć wyniki mogą się różnić w szczegółach. Jednoznaczne są również wyniki badań
laboratoryjnych.
Nie mogę pominąć jeszcze jednej kwestii odnośnie kawy – jej potencjalnie
teratogennego wpływu. Nie wykazano, aby miała ona szkodliwe działania dla płodu
u ludzi, ale z całą pewnością wzmacnia szkodliwe działanie innych teratogenów
(oczywiście absolutnie zabronionych w ciąży, czyli tytoń i alkohol). Podejrzewa
się ją o szkodliwe długofalowe działanie (na rozwój mózgu, sen, umiejętność
uczenia się, lękliwość oraz emocjonalność). Wykazuje takie negatywne działanie
przynajmniej u szczurów. Dlatego, chociaż wydaje się, że małe ilości kofeiny
spożywane w czasie ciąży raczej nie powinny mieś szkodliwego wpływu na płód,
lepiej dmuchać na zimne i odstawić kawę w ogóle. Albo przestawić się na
bezkofeinową – nie ma danych, aby miała działanie teratogenne.
Tak to już jest ze wszystkim na świecie – co nam pomaga,
może nam i zaszkodzić.
Kiedy chodziłam do szkoły, modne były dowcipy w stylu: co to
jest homo sapiens? Człowiek zmęczony.
Zachowując tę konwencję zakończę cytatem z łaciny: Cave
canem, czyli strzeż się mówić źle o kawie :)
ps. przez cały czas pisania tego postu w głowie grała mi piosenka "Józef K." Republiki. Toteż dam do niej linka :)