czwartek, 24 maja 2012

Nie dajmy sobie w kaszę dmuchać


Nie wiem, jak Wam, ale dla mnie dwa słowa kojarzące się dziećmi to: pieluchy oraz kaszka. A z drugiej strony, jak się słyszy „kaszka”, to od razu się kojarzy, że „dla dziecka”. Zastanawiające jest zresztą, że dzieciom daje się „kaszkę”, a nie „kaszę”. Ponieważ aktualnie przechodzę przez problem, co podać dziecku (temu starszemu), aby jadło i aby jej nie brakowało żadnych wartości odżywczych, to postanowiłam podzielić się doświadczeniami tutaj.

Zacznijmy od tego, ze dla mojej starszej córki na świecie mogłyby istnieć wyłącznie dwa produkty: mleko i parówki. O mleko woła bez mała co chwila, często czuję się jak wyrodna matka, bo jak to, moje dziecko woła o mleko, a ja odmawiam? Ano odmawiam, bo wypija około litra mleka dziennie, a jak się tak opije mlekiem to już zupełnie nic nie chce jeść. Co do parówek, to woła na nie „kabaska” (od kiełbaski). Wygląda to mniej więcej tak. Siadamy do śniadania. Pytam: co chcesz jeść, rybę czy serek? Kabaska odpowiada dzieciątko.
 Siadamy do obiadu. Pytam: co zjesz, zupę czy marchewkę? Kabaska – odpowiada dziecko.
Siadamy do kolacji. O nic już nie pytam, tylko stawiam posiłek i modlę się, aby nie usłyszeć „kabaska”, bo pourywam bębnowi uszy. 

Nadmieniam, że parówki dostaje odpowiednie, czyste drobiowe, bez dodatku wieprzowiny czy tego paskudnego MOMu i bez konserwantów. 

W takiej sytuacji staram ratować się kaszą. Różną kaszą, głównie manną i jaglaną, z przeróżnymi dodatkami. Kiedy mała zje przynajmniej kilka łyżek kaszki, to ja mam już błogą pewność, że dostała całą masę potrzebnych jej substancji odżywczych. I tak: kasza manna, która w porównaniu z innymi kaszami jest dość uboga, zawiera mnóstwo witaminy B, ponadto E i kwas foliowy. Z minerałów: potas, żelazo, magnez, cynk i jod.
Kasza jaglana: bardzo duża ilość żelaza, wapń, fosfor, potas, lecytyna, tryptofan, witaminy z grupy B. 

Pozostałe kasze również zawierają bogactwo wartości odżywczych. Przy czym nieliczni lubią kaszę samą w sobie, na ogół trzeba ją jakoś urozmaicić smakowo, aby zjeść ze smakiem. A już zwłaszcza dla dzieci, najbardziej wybrednych smakoszy świata. Co zrobić, aby nie zmuszać dziecka do jedzenia metodami Kokosza?


Tak naprawdę, to odpowiedź jest – cokolwiek. Każde dziecko lubi coś innego, choć w większości preferują smak słodki. Oczywiście odradzam dodawanie cukru, najlepiej jest dosładzać kaszę syropem z agawy bądź miodem. W przypadku miodu zwróćmy uwagę, aby był to naprawdę dobry, naturalny miód. Miody sztuczne i „podejrzane” robią z kaszy rzadkie, lejące się nie wiadomo co, nie mam pojęcia dlaczego, ale to fakt. No i pozostaje całe bogactwo rzeczy, które można dodać do kaszy.

Przede wszystkim – siemię lniane, zmielone. Dodaję je do kaszy zawsze. W mniejszej lub większej ilości, w zależności od tego, czy chcę, aby było czuć jego smak i w jakim stopniu. Mielone siemię lniane dostarcza nam kwasów omega-3, których mamy w dzisiejszych czasach znaczny niedobór (więcej na ten temat we wpisie o kwasach omega i oczywiście w moim kursie). Często dodaję również orzechy, zwłaszcza orzechy brazylijskie, które zawierają olbrzymią wprost ilość selenu, który jest bardzo ważny dla naszej odporności, a którego niedobór również mamy, ze względu na to, że intensywne uprawy wyczerpały go z gleby. Jeśli orzechy gotuje się jakiś czas razem z kaszą, to tak trochę miękną. Suszone owoce pozwalają na olbrzymią różnorodność smaków. Polecam zwłaszcza suszone morele. Bardzo pożądanym dodatkiem są również otręby.
Pamiętajmy też, że kasza nie musi być na słodko. Jeśli nasze dziecko lubi marchewkę (w języku mojego dziecka brzmi to „mafelka”)– dodajemy ją do kaszy i też będzie smacznie. Kasza nadaje się do potraw o wszelkich smakach: warto spróbować i podawać dzieciom kaszkę nie zawsze słodką. 

No i oczywiście kasza jest nie tylko dla dzieci :) Czy mamy małe dzieci, czy nie, spróbujmy wprowadzić różne kasze do naszego jadłospisu, z różnymi antynowotworowymi dodatkami. Wyjdzie wspaniały, pełnowartościowy i zdrowy posiłek (a czy smaczny, to już zależy od Was :) )

Swoją drogą to prawda, że kaszka daje siłę :) (odnośnie Kajka i Kokosza)

4 komentarze:

  1. naprawde wierzy Pani w to że są parówki czysto drobiowe i ze maja one jakieś wartości? mieso jest tak zmielone ze tak naprawde nie wiemy co w tym jest a byly i przypadki betonu czy papieru toaletowego..

    OdpowiedzUsuń
  2. Niczego nie biorę "na wiarę" :) Te parówki pochodziły od sprawdzonego osobiście przeze mnie producenta, który zajmował się wyrobem różnych produktów albo wyłącznie wołowych, albo drobiowych, bez konserwantów i innego świństwa... Niestety piszę w czasie przeszłym, bo właśnie na dniach zamknął produkcję - była nieopłacalna :( I muszę szukać na nowo. Bo to, co producenci pakują do swoich wyrobów "mięsnych", to naprawdę woła o pomstę do nieba. Polecam wpis "Nie rzucajmy mięsem w mięso", tam omawiam tę sprawę szczegółowo. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. dziękuje za odpowiedź. od jakiegoś czasu zaglądam na Pani bloga, bardzo ciekawy, wiele interesujących informacji. A propos miesa w pokarmie dla kotow nieraz jest wiecej miesa niz w tym co jemy - przerazajace..

    pozdrawiam serdecznie i czekam na nowe wpisy!

    OdpowiedzUsuń
  4. My kupujemy czasem sklepie ze zdrową żywnością takie paróweczki cielęce. Ponoć z tradycyjnej hodowli. Oby...
    Wszystkie marketowe poszły w odstawkę. Ale coś jest w parówkach/kiełbaskach. Nie mam pojęcia czemu dzieciaki to uwielbiają. Ja tego nie jem...

    OdpowiedzUsuń