Nie wiem, jak Wam, ale dla mnie dwa słowa kojarzące się
dziećmi to: pieluchy oraz kaszka. A z drugiej strony, jak się słyszy „kaszka”,
to od razu się kojarzy, że „dla dziecka”. Zastanawiające jest zresztą, że
dzieciom daje się „kaszkę”, a nie „kaszę”. Ponieważ aktualnie przechodzę przez
problem, co podać dziecku (temu starszemu), aby jadło i aby jej nie brakowało
żadnych wartości odżywczych, to postanowiłam podzielić się doświadczeniami
tutaj.
Zacznijmy od tego, ze dla mojej starszej córki na świecie
mogłyby istnieć wyłącznie dwa produkty: mleko i parówki. O mleko woła bez mała
co chwila, często czuję się jak wyrodna matka, bo jak to, moje dziecko woła o
mleko, a ja odmawiam? Ano odmawiam, bo wypija około litra mleka dziennie, a jak
się tak opije mlekiem to już zupełnie nic nie chce jeść. Co do parówek, to woła
na nie „kabaska” (od kiełbaski). Wygląda to mniej więcej tak. Siadamy do
śniadania. Pytam: co chcesz jeść, rybę czy serek? Kabaska odpowiada dzieciątko.
Siadamy do obiadu. Pytam: co zjesz, zupę czy marchewkę?
Kabaska – odpowiada dziecko.
Siadamy do kolacji. O nic już nie pytam, tylko stawiam
posiłek i modlę się, aby nie usłyszeć „kabaska”, bo pourywam bębnowi uszy.
Nadmieniam, że parówki dostaje odpowiednie, czyste drobiowe,
bez dodatku wieprzowiny czy tego paskudnego MOMu i bez konserwantów.
W takiej sytuacji staram ratować się kaszą. Różną kaszą,
głównie manną i jaglaną, z przeróżnymi dodatkami. Kiedy mała zje przynajmniej
kilka łyżek kaszki, to ja mam już błogą pewność, że dostała całą masę potrzebnych
jej substancji odżywczych. I tak: kasza manna, która w porównaniu z innymi
kaszami jest dość uboga, zawiera mnóstwo witaminy B, ponadto E i kwas foliowy.
Z minerałów: potas, żelazo, magnez, cynk i jod.
Kasza jaglana: bardzo duża ilość żelaza, wapń, fosfor,
potas, lecytyna, tryptofan, witaminy z grupy B.
Pozostałe kasze również zawierają bogactwo wartości
odżywczych. Przy czym nieliczni lubią kaszę samą w sobie, na ogół trzeba ją
jakoś urozmaicić smakowo, aby zjeść ze smakiem. A już zwłaszcza dla dzieci,
najbardziej wybrednych smakoszy świata. Co zrobić, aby nie zmuszać dziecka do
jedzenia metodami Kokosza?
Tak naprawdę, to odpowiedź jest – cokolwiek. Każde dziecko
lubi coś innego, choć w większości preferują smak słodki. Oczywiście odradzam
dodawanie cukru, najlepiej jest dosładzać kaszę syropem z agawy bądź miodem. W
przypadku miodu zwróćmy uwagę, aby był to naprawdę dobry, naturalny miód. Miody
sztuczne i „podejrzane” robią z kaszy rzadkie, lejące się nie wiadomo co, nie
mam pojęcia dlaczego, ale to fakt. No i pozostaje całe bogactwo rzeczy, które
można dodać do kaszy.
Przede wszystkim – siemię lniane, zmielone. Dodaję je do
kaszy zawsze. W mniejszej lub
większej ilości, w zależności od tego, czy chcę, aby było czuć jego smak i w
jakim stopniu. Mielone siemię lniane dostarcza nam kwasów omega-3, których mamy
w dzisiejszych czasach znaczny niedobór (więcej na ten temat we wpisie o kwasach omega i oczywiście w moim kursie). Często dodaję również orzechy,
zwłaszcza orzechy brazylijskie, które zawierają olbrzymią wprost ilość selenu,
który jest bardzo ważny dla naszej odporności, a którego niedobór również mamy,
ze względu na to, że intensywne uprawy wyczerpały go z gleby. Jeśli orzechy
gotuje się jakiś czas razem z kaszą, to tak trochę miękną. Suszone owoce
pozwalają na olbrzymią różnorodność smaków. Polecam zwłaszcza suszone morele. Bardzo
pożądanym dodatkiem są również otręby.
Pamiętajmy też, że kasza nie musi być na słodko. Jeśli nasze
dziecko lubi marchewkę (w języku mojego dziecka brzmi to „mafelka”)– dodajemy
ją do kaszy i też będzie smacznie. Kasza nadaje się do potraw o wszelkich
smakach: warto spróbować i podawać dzieciom kaszkę nie zawsze słodką.
No i oczywiście kasza jest nie tylko dla dzieci :)
Czy mamy małe dzieci, czy nie, spróbujmy wprowadzić różne kasze do naszego
jadłospisu, z różnymi antynowotworowymi dodatkami. Wyjdzie wspaniały,
pełnowartościowy i zdrowy posiłek (a czy smaczny, to już zależy od Was :) )
Swoją drogą to prawda, że kaszka daje siłę :)
(odnośnie Kajka i Kokosza)
naprawde wierzy Pani w to że są parówki czysto drobiowe i ze maja one jakieś wartości? mieso jest tak zmielone ze tak naprawde nie wiemy co w tym jest a byly i przypadki betonu czy papieru toaletowego..
OdpowiedzUsuńNiczego nie biorę "na wiarę" :) Te parówki pochodziły od sprawdzonego osobiście przeze mnie producenta, który zajmował się wyrobem różnych produktów albo wyłącznie wołowych, albo drobiowych, bez konserwantów i innego świństwa... Niestety piszę w czasie przeszłym, bo właśnie na dniach zamknął produkcję - była nieopłacalna :( I muszę szukać na nowo. Bo to, co producenci pakują do swoich wyrobów "mięsnych", to naprawdę woła o pomstę do nieba. Polecam wpis "Nie rzucajmy mięsem w mięso", tam omawiam tę sprawę szczegółowo. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńdziękuje za odpowiedź. od jakiegoś czasu zaglądam na Pani bloga, bardzo ciekawy, wiele interesujących informacji. A propos miesa w pokarmie dla kotow nieraz jest wiecej miesa niz w tym co jemy - przerazajace..
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie i czekam na nowe wpisy!
My kupujemy czasem sklepie ze zdrową żywnością takie paróweczki cielęce. Ponoć z tradycyjnej hodowli. Oby...
OdpowiedzUsuńWszystkie marketowe poszły w odstawkę. Ale coś jest w parówkach/kiełbaskach. Nie mam pojęcia czemu dzieciaki to uwielbiają. Ja tego nie jem...