poniedziałek, 27 lutego 2012

Palańczia czyli trochę o pestycydach

Konia z rzędem dla tego, kto się domyśli o co chodzi :)

 
Palańczia jest to w języku mojej córki pomarańcza. Palańcziowy to oczywiście pomarańczowy. 

 
Córka uwielbia pomarańcze. Najbardziej lubi je wkładać do miski i z niej wyciągać, ale ostatnio również chętnie je zjada. A propos, ta właśnie zabawa, czyli wkładanie i wyciąganie rzeczy z miski, zawsze nasuwa mi skojarzenie z Kłapouchym. W „Kubusiu Puchatku” jest taka historia, jak Kłapouchy miał urodziny. Puchatek chciał mu ofiarować z tej okazji garnuszek miodu, a Prosiaczek balonik. Tylko, że po drodze obydwojgu zdarzyły się wypadki: Puchatek zjadł cały miód, a Prosiaczek zniszczył balonik („ja pękłem twój balonik”, jak się potem tłumaczył). A Kłapouchy z wielkim zadowoleniem zaczął się bawić: włożył resztki balonika do garnuszka, po czym je wyciągnął i położył obok. Potem znowu włożył i znowu wyciągnął. I tak dalej :) Najwidoczniej jest po prostu jedna z najlepszych zabaw wszechczasów, może powinniśmy spróbować? My, dorośli?

 
No i kiedy tak patrzę na córkę, skojarzenie z Kłapouchym mam bardzo silne, gdyż ona również ma w sobie wiele wrodzonej powagi i podchodzi do tego zajęcia z olbrzymim zaangażowaniem. Wyciąga owoce z miski i układa je obok na podłodze nie tak sobie, nie nie. Muszą leżeć w odpowiednim miejscu (kryterium wyboru jest znane tylko jej…), w równym rządku. Co jakiś czas obrzuca całość czujnym spojrzeniem, czy żaden owoc nie śmiał się ruszyć z miejsca i ewentualnie je poprawia. A ja tak ją obserwując dochodzę do wniosku, że młodzi rodzice nie dlatego nie chodzą do kina, bo nie mają czasu czy pieniędzy, ale dlatego, że mają najlepsze kino w domu, a w ogóle Oskara to powinna dostać ona.

 
Poza tym, córka, jako osoba bardzo zaangażowana w sprawy domu, zawsze pomaga w rozpakowywaniu zakupów. Wyciąga z torby wszystko jak leci po kolei i podaje dalej, oczywiście z tym wrodzonym pedantyzmem – czyli torebki foliowe też otwiera i podaje po jednym jabłko czy bułkę. Każda taka czynność zostaje zakończona kiwnięciem głową i słowem „jękuji”, czyli dziękuję. Nie przyspiesza to całej akcji :) No i mi nieraz włosy dęba stają, kiedy wyciąga te niemyte rzeczy, na których roi się od chemii i zarazków. Oczywiście myjemy potem ręce, ale „specyfika serca matki” robi swoje :) A taka nieumyta pomarańcza to dla mnie niejako owoc symboliczny w tym temacie, bo mam wrażenie, że można znaleźć na niej wszystko, co szkodliwe. Dobre jest to, że te szkodliwe rzeczy zbierają się na jej powierzchni i obranie jej ze skórki załatwia sprawę z większością zanieczyszczeń (pod warunkiem, oczywiście, że wcześniej ją dokładnie umyliśmy, aby nie przenieść tych rzeczy z powierzchni na miąższ).
Jakie przyjemne rzeczy można znaleźć na skórce cytrusów?
Pestycydy, środki grzybobójcze, bakteriobójcze i konserwujące – wszystko to, aby te owoce przetrwały daleką podróż no i stosowane już wcześniej, że tak to określę, „od poczęcia” pomarańczy, aby zapewnić jej szybki i bezproblemowy wzrost. To się chyba powinno w dzisiejszych czasach nazywać „toksycznym wychowaniem”. Problemy własne powinny być częścią życia zarówno dzieci jak i pomarańczy! Taka mała dygresja :)
Do tego, zanim te owoce trafią w nasze ręce, przechodzą przez mnóstwo innych rąk, które naprawdę nie musiały być czyste…
Dlatego każdy owoc przed obraniem dokładnie myjemy w bardzo gorącej wodzie i płynem do mycia naczyń. Wiem, że zawsze nas uczono, że owoce i warzywa powinno się myć pod zimną wodą, ale ta nauka pochodziła z czasów, gdy nie istniało ponad 1500 rodzajów pestycydów, z czego jakaś połowa jest rakotwórcza, a 99% ogólnie szkodliwa… opłukanie zimną wodą ich nie zmyje. Jeśli mamy ochotę, to możemy te owoce nawet wyparzyć – z korzyścią dla własnego zdrowia. Niestety, z pestycydami nie jest tak, że jeśli spożyjemy je od czasu do czasu, to nic nam się nie stanie, i czasami możemy tej pomarańczy nie umyć. Pestycydy odkładają się w naszym organizmie, nie pozbędziemy się ich szybko. Przysiądą sobie głównie w naszych komórkach tłuszczowych i będą nas powoli podtruwać, przez wiele lat bezobjawowo, a potem nagle wystrzelą z grubej rury. Od osłabienia, braku apetytu, bólów głowy i nadpobudliwość, poprzez zaburzenia nerwowe i psychiczne, aż po nowotwory – to wszystko są skutki spożywania pestycydów.
Dlatego pomarańcze (i inne cytrusy i owoce też oczywiście…) myjemy zawsze!
A tak w ogóle to palańczie bardzo zdrowe są i bardzo antynowotworowe. Oprócz olbrzymiej ilości witamin, z witaminą C (silny przeciwutleniacz) na czele, wapnia, magnezu, fosforu i żelaza, kwasu foliowego , błonnika pokarmowego, zawierają między innymi flawonoidy o działaniu przeciwzapalnym i stymulują wątrobę do usuwania karcenogenów. Pomarańcze mają działanie przeciwnowotworowe na wielu frontach. 

 
Jakby tu zakończyć?
Nie masz pomysłu na deser? Kup pomarańczę!






ps. na mojej stronie nowy artykuł, temat: lipolatyna, zachęcam do przeczytania, jest tutaj :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz