piątek, 30 grudnia 2011

Rzecz o szczurach

Szaro, ciemno i ponuro. W wiadomościach codziennych same złe informacje. Coraz więcej historii o tym, jak komuś życie się wali. Idąc ulicą widzi się same twarze bez uśmiechu. Pozostaje tylko ciężko westchnąć, jeśli ma się na to siłę…


Jakoś zły nastrój mi towarzyszył od samego rana. Nie poprawia go świadomość, że jest ledwo godzina 15, a słońce już zachodzi  i trzeba zapalać lampy. Wyglądam za okno, widzę korek i wyobrażam sobie tych wszystkich ludzi tkwiących w samochodach, sfrustrowanych i marzących o tym, aby być gdzie indziej…

Uff…!!! Całe szczęście, mam na podorędziu kogoś, kto – chociaż nie potrafi postukać się w czoło i powiedzieć „jesteś głupia” – doskonale daje mi to zrozumienia i jest najlepszym nauczycielem życia, jakiego można sobie wyobrazić, choć ma płaszczyk w różowe kwiatki. Mam tu na myśli moją półtoraroczną córkę. Obserwując, jak doskonale ona radzi sobie z życiem, często czuję głębokie zawstydzenie, bo jak tak nie potrafię. Mam nadzieję, że się od niej sporo nauczę i przede wszystkim, że w niej tego nie zniszczę.

Na czym to polega? O, trudno to opisać, ale podam przykłady. Wydawać by się mogło, że życie tak małego dziecka to same frustracje i niepowodzenia. Większości rzeczy nie umie zrobić, nie rozumie w jaki sposób „działa” świat, tym samym ludzie zachowują się tak nielogicznie… Takie małe dziecko powinno właściwie czuć, że wszystko ma poza kontrolą i być głęboko nieszczęśliwe. A tak nie jest. Obserwuję moją córkę i widzę w niej tą świadomość, że to ona „rulez”, że wszystko ma pod kontrolą. Widzę, jak przewraca się po raz dziesiąty w ciągu dziesięciu minut, mówi „bum” i niestrudzenie się podnosi, i nie zwraca na to dalej żadnej uwagi. Jeśli przewróci się tak, że ją zaboli, zaczyna płakać i mocno się do mnie przytula, opowiada, jakie nieszczęście ją spotkało i po prostu oczekuje wsparcia z mojej strony, aż się uspokoi. Widzę, jak biega z uśmiechem po zatłoczonej galerii handlowej, przypatrując się ludziom i wystawom, bez obaw, pokazując znajome rzeczy i opowiadając, co widzi. Kiedy zostaje zmuszona do zatrzymania się, złości się, często płacze, ale szybko daje sobie poprawić humor zmianą tematu. Kiedy próbuje ułożyć puzzla i jej się nie udaje, „każe” sobie pomóc. Postępuje w ten sposób tak długo, aż sama nauczy się układać dany kawałek prawidłowo, a wtedy bije sobie brawo. Kiedy jakieś dziecko zabiera jej zabawkę, idzie po następną. Kiedy ta pierwsza zabawka jest już wolna, wraca po nią. Kiedy nie wolno jej się czymś bawić, sprawdza, czy na pewno. Potem sprawdza, czy można chociaż dotknąć. Jeśli nie, traci zainteresowanie daną rzeczą. Chyba, że jakimś swoim szóstym zmysłem wyczuwa, że to „nie” nie jest kategoryczne, wtedy co jakiś czas próbuje. Kiedy próbuje nam coś powiedzieć, a my nie rozumiemy, złości się i pokazuje jak krowie na rowie o co chodzi, aż te nasze tępe głąby zrozumieją.
Tymczasem ja, osoba starsza, mądrzejsza i w ogóle strasznie dorosła… Kiedy mi coś nie wychodzi jestem wściekła, obwiniam siebie, wymyślam sobie od nieudaczników i na pewno nie próbuję tego zrobić 3458 razy, aż mi się uda. Kiedy mam jakiś problem, coś mnie boli, bagatelizuję sprawę, zwlekam z udaniem się do lekarza ile się da i nie proszę o pomoc tak długo, jak mogę wytrzymać, a właściwie dłużej, bo ja taka strasznie dzielna jestem. Liczne przeszkody na mojej drodze nie są przeze mnie omijane bądź pokonywane z uśmiechem tylko – co najmniej – z irytacją. Kiedy napotykam na przeszkodę, której nie mogę obejść gniew i złość buzują we mnie długo, co sobie o tej przeszkodzie przypomnę, wściekam się nowo (a trudno mi o niej zapomnieć, choć tyle innych rzeczy się dzieje). Kiedy nie umiem czegoś zrobić, poproszenie o pomoc, czy o wskazówki to dla mnie: po pierwsze koszmarna trudność, po drugie rzecz do zrobienia tylko raz. No bo jak, mam prosić, żeby ktoś coś drugi raz pokazał? A może i trzeci, hahaha. Kiedy coś tracę, jestem smutna, zła, bądź rozczarowana. Nie przyjdzie mi do głowy, aby pomyśleć, że może to jest jeszcze do odzyskania, a na razie jest tyle innych rzeczy... Kiedy ktoś mnie nie rozumie, odsuwam się, zrażam, no bo ile można tłumaczyć…
Reasumując: moja córka ma w życiu doskonałą kontrolę, bierze to, co jej się należy i nie przejmuje się niepowodzeniami. Jej matka wręcz przeciwnie (no dobra, trochę podkoloryzowałam swój przypadek, nie jest aż tak beznadziejny. Ale do mojej córki mi niewątpliwie daleko).
Do niedawna mówiło się o dwóch typach osobowości, z której jedna, osobowość typu A (w skrócie osoby niecierpliwe i skłonne do gniewu), jest podatna na choroby serca. Ostatnio doszła do tego osobowość typu C, podatna na nowotwory.
Ludzie z tym typem osobowości nie czuli się szczęśliwi w dzieciństwie. Wytworzyło się u nich poczucie winy, niskiej wartości i chęć zadowolenia wszystkich. Rzadko bądź nigdy wpadają w gniew i go nie okazują. Odsuwają swoje potrzeby, myśląc o tym, by inni byli szczęśliwi i zadowoleni (przede wszystkim z nich…). W jednym z badań osoby chore na raka i osoby chore na serce poddawano słabym elektrowstrząsom. Pomiary wskazały, że chorzy na raka reagowali na impulsy elektryczne silniej niż ci z chorobami serca, ale w czasie wywiadu, który następował potem, bagatelizowali swoje odczucia.
Tacy ludzie, często nieświadomie goniąc za poczuciem bezpieczeństwa, przesadnie angażują się w jeden i tylko jeden aspekt życia: dzieci, związek bądź pracę. Kiedy – co jest całkiem naturalne – tracą w jakiś sposób tę „rzecz”, przeżywają bardzo silną traumę, nie są wstanie poradzić sobie z uczuciem bezsilności, które je potem ogarnia.
Teraz będzie o szczurach… Jedno badanie dobitnie pokazało, jak ważne w naszym życiu jest poczucie kontroli. Szczurom wstrzyknięto taką ilość komórek rakowych, która powoduje wytworzenie się śmiertelnego guza o połowy zarażonych zwierząt. Następnie podzielono je na trzy grupy: jedna to grupa kontrolna. Szczury z drugiej grupy były poddawane lekkim elektrowstrząsom. Szczury z grupy trzeciej również były poddawane elektrowstrząsom, ale mogły ich unikać, ucząc się naciskać odpowiednią dźwignię w klatce.

W grupie pierwszej 54% szczurów odrzuciło wszczepionego guza. W grupie drugiej, w której szczury nie miały mechanizmu samoobrony, guza odrzuciło zaledwie 23% szczurów. Natomiast w grupie trzeciej, w której szczury miały pewną kontrolę nad elektrowstrząsami, 64% z nich odrzuciło nowotwór. Wniosek – poczucie bezradności znacznie przyspiesza rozwój choroby. To nie samo istnienie wstrząsów – stresów, w które obfituje życie – ma decydujący wpływ na szybkość rozwoju choroby. To poczucie kontroli versus bezradność gra rolę. To szczury poddawane elektrowstrząsom, ale posiadające pewną nad nimi kontrolę tu „wygrały”, nie te, które nie miały żadnych elektrowstrząsów w ogóle.
Wróćmy do mnie i mojej córki: ona doświadcza znacznie więcej „wstrząsów” niż ja. Ale jednocześnie posiada poczucie kontroli, którego nie jest w stanie zniszczyć największa nawet ilość upadków. Ona zawsze się podnosi, a upadek zostaje zamknięty w przeszłości. Chcę się od niej tego nauczyć.
Nie jest łatwo zmienić sobie osobowość, abstrahując od tego, czy to jest w ogóle możliwe. Ale jest możliwa zmiana swojego sposobu patrzenia na świat i reagowania na niego. Tak naprawdę to jaką my posiadamy kontrolę nad światem, każdy czy ktokolwiek z nas, nawet „najpotężniejsi”? Żadną, bo może przyjść trzęsienie ziemi i wszystko zniszczyć, a nawet może uderzyć w nas asteroida i w ogóle cześć pracy. Ważne jest poczucie kontroli i nad nim powinniśmy pracować. Świadomość zagrożeń i akceptacja ich jako czegoś naturalnego, to część tego poczucia kontroli. Zachęcam też do zajrzenia do wpisu „dum dum dum…”, tam jest więcej o kluczowym znaczeniu poczucia kontroli dla naszego układu odpornościowego.
Zachęcam z całej siły – udajmy się na psychoterapię, aby pomóc sobie rozwiązać nasze problemy psychiczne. Każdy z nas je ma – w końcu jesteśmy dorośli i zdaje się, że to samo już wystarczy. Popatrzmy na te szczury z badania. Wypiszmy się z grupy z poczuciem bezsilności, bo to jest kiepska grupa, aby do niej należeć. I jeszcze jedno – nigdy nie jest za późno, aby to zrobić.
W nadchodzącym Nowym Roku, życzę Wam z całego serca właśnie tego – zdobądźmy poczucie kontroli nad życiem. Życie tak nas, jak i każdego będzie powalało na kolana – niech to nas nie niszczy. Kiedyś posiadaliśmy taką umiejętność, inaczej nigdy byśmy nie nauczyli się chodzić. Postarajmy się ją odzyskać – tego i Wam i sobie życzę. Aby w 2012 roku nastąpił kres naszego poczucie bezsilności, a nadeszła era wewnętrznego spokoju.

Wiecie co, przypominają mi się słowa: „Jeśli nie będziecie jak dzieci, nie wejdziecie do Królestwa Bożego”… Bądźmy jak dzieci w Nowym Roku!

1 komentarz:

  1. "Przyzwyczajenie jest drugą naturą człowieka". (Cyceron), to nie ETYKIETA, to fakt niestety. A wszystko przez ten "drewniany paliczek". Z bajki o słoniu". Pozdrawiam :) ...http://czytelnia.onet.pl/0,1215239,do_czytania.html

    OdpowiedzUsuń