poniedziałek, 14 listopada 2011

O źdźble i belce. Tych w oku



Jest taka pora dnia, kiedy większa część (zawsze mnie przy tych słowach korci, aby użyć zwrotu „większa połowa”. Tak trochę po złości i móc potem pochichotać sobie :) ). Tak, kiedy większa część przechodniów to panie pchające wózek z dzieckiem, a przynajmniej mam takie wrażenie. Ludziom pracującym zawodowo trudno to pewnie stwierdzić, chyba, żeby długo i często przez okno patrzyli. No, a w supermarketach o godzinie 10, czy 11 rano to już prawie wyłącznie matki z dziećmi i emeryci. No i oczywiście różne typy i zachowania można zaobserwować.
Dzięki Bogu, czasy, gdy dziecko siedziało na kolanach osoby, która w tym czasie błogo sobie paliła, już minęły. Oczywiście, że zdarzają się takie rzeczy, ale zasadniczo wiadomo, że dzieci należy separować od dymu. I dobrze. Ale ta nagonka na palaczy, która trwa obecnie, a która coraz bardziej w moim odczuciu nabiera cech paranoidalnych, to już znaczna przesada. Czemu o tym piszę:
Wczoraj właśnie o takiej spacerowej porze jadąc z dzieckiem na plac zabaw byłam świadkiem bardzo niemiłej sceny. Kobieta, prawdopodobnie matka, pchała wózek z mniej więcej półtorarocznym dzieckiem, rozmawiając z idącą obok drugą kobietą. Paliła papierosa. Szły pod wiatr, a wiało wczoraj solidnie, dziecko więc dymu nie wąchało. Z przeciwnej strony nadeszła inna pani z dzieckiem, na oko trzyletnim i wygłosiła pierwszej pani oburzone kazanie. Jak to można palić przy dziecku. Jak pani nie wstyd. Własne dziecko narażać na takie rzeczy. Co z pani za wyrodna matka, to już lepiej było tego dziecka nie rodzić, skoro pani o nie wcale nie dba. Sobie szkodzić, proszę bardzo, jak pani taka głupia, ale niewinnemu dziecku, za co, za co, pytam się.
Takich „solidnych naukowo” argumentów uzasadniających jej „grzeczną propozycję”, aby pani z papierosem przy dziecku nie paliła, było więcej. Było to tak niesmaczne, wulgarne, przesycone nienawiścią, że czułam się, jakbym wdepnęła w coś bardzo śmierdzącego, choć oddalało mnie od tego wystąpienia kilka metrów. Aby nie patrzeć na tę panią, panią bez papierosa, popatrzyłam na dziecko  wózku, który prowadziła. Dziecko trzymało w ręku cukierka, w drugiej ręce trzymało kolorową torebkę pełną takich cukierków i żuło systematycznie buzią. I w tym momencie tak bardzo pożałowałam, z całej siły, że na wyposażeniu mojego charakteru nie mam choć odrobiny tupetu. Bo powinnam tej Pani powiedzieć kilka rzeczy. Powinnam ją zapytać, dlaczego i za co, za co, na miłość boską, karze w ten sposób to dziecko (którego była chyba babcią). Dlaczego tak silnie próbuje doprowadzić je do najgroźniejszych chorób współczesnego świata – nowotworu i cukrzycy. Co zrobi, jeśli u tego dziecka rak się rozwinie i - tak doskonale przez nią dokarmiany - zabije dziecko – bo dzieci nowotwór zabija bardzo szybko. Czemu jest tak wyrodną babcią, że zależy jej na tym, aby to dziecko dorobiło się cukrzycy i różnych powiązanych z nią konsekwencji – od ślepoty, poprzez amputacje kończyn, na śmierci kończąc? Czy swojej córki też tak bardzo nienawidzi, że chce narazić ją na to, aby własnoręcznie dzień w dzień, kilka razy na dzień robiła swojemu dziecku zastrzyki?
Powinnam powiedzieć różne rzeczy. Nie zrobiłam tego i teraz mi wstyd. Niekoniecznie powinnam jej odpłacać pięknym za nadobne i odpowiadać równie dramatycznie jak wcześniej ona mówiła, ale kilka faktów powinnam jej podać, bo najwyraźniej albo nie ma o nich pojęcia, albo nie przywiązuje do nich żadnej wagi. Powinnam to zrobić dla dobra tego dziecka. Cóż, nie jestem bez winy, nie będę więc w nikogo rzucać kamieniem. Nawet w osoby z tą belką w oku.
Mówię na swój sposób, tak jak potrafię, przez słowo pisane – ograniczmy spożycie cukru. Zwracajmy baczną uwagę na skład kupowanych przez nas rzeczy, czy nie zawierają cukru bądź jego jeszcze bardziej szkodliwych pochodnych (jak syrop glukozowo-fruktozowy). A zwłaszcza dbajmy o to kupując rzeczy dla naszych dzieci. Nie powinny jeść cukru i słodyczy na co dzień, to jest prosta droga do raka i cukrzycy. Oczywiście, nie powinny także wdychać dymu tytoniowego, piszę o tym wyraźnie na wypadek, gdyby ktoś pomyślał, że bronię tu zachowania pani z papierosem. Nie mam dokładnych danych liczbowych na ten temat, ale niedokładne wystarczają, aby móc z całkowitą pewnością stwierdzić, że nowotwory płuc i ogólnie układu oddechowego u dzieci należą do rzadkości. Stanowią niewielki procent wszystkich nowotworów. Za to coraz więcej dzieci choruje na raka. I na cukrzycę. A cukrzyca to nie tylko niewygoda – bo trzeba cały czas mieć przy sobie igły, mierniki, insulinę itd. Cukrzyca to choroba również śmiertelna.

Cóż, poważnie się zrobiło. Nie o wszystkim można pisać z humorem. To są bardzo poważne sprawy i potraktujmy je poważnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz