Po jednym chwytliwym sloganie przypomniał mi się następny. Co ja bym dała, żeby móc go znowu zobaczyć na straganach! Niestety, slogan pochodził z czasów, gdy co rano chłopi z okolicznych wsi przywozili jajka, które dopiero co zostały zgarnięte spod kur. "Dopiero co" mogło zresztą oznaczać "kilka dni temu". Jaki to jajko miało smak! A tamte kury nawet nie wiedziały w jak uprzywilejowanych warunkach żyją. Dzisiaj nazywa się to chów ekologiczny, albo wolnowybiegowy i doprawdy niewiele kur ma szczęście żyć w tak ekskluzywnych warunkach: mogą chodzić, swobodnie dziobać, mogą podfruwać ze spłoszonym gdakaniem, gdy się czegoś przestraszą. Mogą wydziobać sobie robaczka z ziemi, jeśli się jakiś trafi. Umierają najczęściej od jednego ciosu siekierą i idą na rosół (jak wiadomo rosół jest najlepszy ze starej kury).
Tak naprawdę to problem jest dość poważny i nie ma co sobie z niego robić jaj. A ma on kilka aspektów. Po pierwsze: zdrowotny. Jajko, prawdziwe jajko pochodzące od tych szczęśliwych kur, które mają normalne życie i chodzą sobie swobodnie i dziobią co chcą (czyli chów ekologiczny) to, pozwolę sobie użyć egzaltowanego stwierdzenia – esencja życia. Dostarcza nam tak dużo korzystnych substancji, między innymi kwasy omega-3 i omega-6 w idealnej równowadze i inne korzystne składniki. Jajko pochodzące w hodowli klatkowej, inaczej bateryjnej… szkoda słów. Dla przykładu: stosunek kwasów omega-3 do omega-6 wynosi w nich od 1:15 do 1:40. Istnieje ponadto wiele hipotez, iż hormony stresu, które kury hodowane w taki sposób mają w olbrzymich ilościach również w jakiś sposób przechodzą na jajko i mają niekorzystny wpływa na nasze zdrowie. Ale niepotwierdzone hipotezy nie są konieczne, aby móc z całą pewnością stwierdzić, że jajka z takich hodowli mają niekorzystny wpływ na nasze zdrowie: do tego wystarczy sama dysproporcja kwasów omega-3 i omega-6 (o tych kwasach będzie w następnym wpisie, bo to duży temat: w skrócie: nadmiar kwasów omega-6 w diecie sprzyja stanom zapalnym w naszym organizmie, a tym samym powstawaniu nowotworów).
Drugi aspekt sprawy: moralny. Trudno o tym pisać. Chów klatkowy oznacza, że kury trzymane są w niezmiernie ciasnych klatkach przez całe swoje życie. Często nie mogą się nawet obrócić. Nie mogą rozłożyć skrzydeł. Czasami (mam nadzieję, że tylko czasami, ale oficjalnych danych na ten temat nie posiadam), czasami obcina im się łapy i dzioby, aby ułatwić ich karmienie. Olbrzymie hale, wypełnione od podłogi po sufit klatkami z kurami. Po śmierci, albo tuż przed, kury wyciąga się z klatki i wyrzuca na śmietnik. Widziałam taką halę, nie sposób zapomnieć tego widoku. Możecie rzucić na to okiem klikając tutaj .
To nie jest życie, to jest piekło.
Nie wiem, który aspekt sprawy jest dla Was ważniejszy, ale każdy z osobna wystarczy, aby już nigdy nie kupić jajka oznaczonego symbolem 3. Wyjaśnię, o co chodzi: jajka mają na sobie kod. Pierwsza cyfra tego kodu oznacza sposób chowu kur. Poszczególne numery oznaczają chów
· 0 - ekologiczny
· 1 - wolnowybiegowy
· 2 - ściółkowy
· 3 – klatkowy, inaczej bateryjny
Wiem, że im niższy numer, tym jajko droższe. Ale lepiej jeść tych jajek dwa razy mniej, ale ekologiczne.
Jest też aspekt smakowy. Jajko pochodzące z hodowli ekologicznej, bądź wolnowybiegowej, ma SMAK. Naprawdę. Jajko z hodowli klatkowej smakuje przy nim jak papier. Takie jajko numer 0 bądź 1 to sam w sobie pyszny posiłek. No, prawie posiłek :)
Nadmienię jeszcze, że Unia Europejska w 1999 roku wprowadziła zakaz hodowli bateryjnej. Wiele krajów, w tym Polska, nie dostosowało się do tego zakazu. W Polsce 9 na 10 jaj pochodzi z hodowli klatkowej. Po kontroli Unia ponownie wprowadza zakaz sprzedaży jaj pochodzących z hodowli klatkowej od 1 stycznia 2012, tym razem grożąc sankcjami karnymi za niewprowadzenie go w życie. Zobaczymy, co będzie. Hodowcy na pewno się łatwo nie poddadzą. Lepiej sami pilnujmy, co kupujemy.
Nadmienię punkt drugi: my możemy sobie nie kupować jaj z hodowli bateryjnej, ale miejmy świadomość, że jeśli kupujemy produkt zrobiony między innymi z jaj, to na pewno do produkcji zostały użyte jajka nr 3. Dlatego, choć nie cierpię dyktatury, bardzo mnie cieszy ten oficjalny zakaz sprzedaży takich jaj. Bo prędzej czy później będzie musiał wejść w życie, a mnie przestaną dręczyć wyrzuty sumienia, że przyczyniam się do cierpienia zwierząt.