wtorek, 17 stycznia 2012

O tym, jak dałam się oszukać

Miło jest być, bądź też czuć się, ekspertem. Przyzwyczaiłam się, że jestem uważana za taką osobę w dziedzinie żywienia i kupowania produktów żywnościowych. Wystarczy, że spojrzę na skład produktu, przeskanuję go wzrokiem i od razu mogę powiedzieć, czy ten produkt jest odpowiedni, czy szkodliwy. Wiem, w jaki sposób producenci potrafią zakamuflować szkodliwość swoich produktów. Jest to (bycie uważanym za eksperta) bardzo przyjemne uczucie, zwłaszcza, kiedy swoją efektywność człowiek może mierzyć głównie ilością posiłków podanych rodzinie i ilością zmienionych pieluch…
A jednak. Chociaż staram się zawsze zachowywać czujność i wszędzie węszę niebezpieczeństwo kupując żywność, to jednak ostatnio zostałam przechytrzona. Producenci wygrali, ich pomysłowość przewyższyła moją…

Chodzi o jajka. Oczywiście, jak można się było spodziewać, przepis unijny, którego zaostrzona wersja, grożąca sankcjami karnymi za niewprowadzenie w życie, działa od początku tego roku, jest – przynajmniej w Polsce – martwy. Chodzi o zakaz sprzedaży jaj pochodzących z chowu bateryjnego, oznaczonych numerem 3. W żadnej sieci marketów, w których byłam w tym roku, nie jest on respektowany.
Stojąc przed półką z jajkami, szukałam takich z hodowli wolnowybiegowej bądź ekologicznej i wpadło mi w oko ładne, zielone opakowanie, oczywiście od razu kojarzące się z ekologią. Czytam informacje, z których wynika, że jajka pochodzą z hodowli wolnowybiegowej, kury są karmione między innymi paszą z dodatkiem witaminy E. Brzmi zachęcająco, jak na chów nie-ekologiczny nieźle. Pomyślałam, że spróbuję. Na ogół przed kupnem otwieram opakowanie i sprawdzam, czy wszystko na pewno w porządku, czy na pewno jajka mają odpowiedni numer i nie są popękane. Ale tym razem tego nie zrobiłam, bo opakowanie, taki dodatkowy kartonik, wyjątkowo ściśle przylegał do kobiałki, nie chciało mi się z nim walczyć, a przecież wszystko dokładnie przeczytałam, więc po co. Cena była w miarę korzystna, ale spotykałam się już z taką ceną za jajka z numerem 1. Wzięłam jajka i poszłam do kasy. W domu rozpakowuję zakupy, wkładam jajka do lodówki, rzucam na nie okiem i co widzę? Na jajku numer 3. Ki diabeł, myślę i sprawdzam następne. Też 3. Żadna pomyłka, każde z ośmiu jajek miało numer 3. Sprawdzam opakowanie, no jak byk ma być z hodowli wolnowybiegowej. Adrenalina mi wzrosła, łagodność charakteru się schowała do kąta i byłam gotowa zaraz ubierać dziecko, siebie i lecieć z powrotem do supermarketu i jak raz w życiu zrobić porządną aferę. Ale jeszcze raz dla porządku sprawdziłam każdy, najmniejszy nawet, kawałek opakowania. Po czym sama siebie obraziłam nieładnym słowem. Bo cóż się okazało? Że te bardzo dokładne informacje o jajkach, hodowli wolnowybiegowej, karmie kur itd., to była reklama innych jajek tej samej firmy. Słowo reklama bynajmniej nie padło. Bardzo ładnie zagmatwane zdanie, pisane bardzo małą czcionką, na dole z boku opakowania stwierdzało, że dana firma sprzedaje również takie jajka. Informacji o jajkach właściwych, które się kupuje, oczywiście na opakowaniu nie było, jak to zawsze w przypadku chowu klatkowego, za informację musi wystarczyć kod numeryczny na jajkach, do których doprawdy nie było jak się dostać, nie rozrywając opakowania.
Ze wielu względów, głównie zdrowotnych i moralnych, powinnam te jajka zaraz wyrzucić, ale na razie mnie nie stać na taką ideologię. Finansowo. Zostały skonsumowane, chociaż zęby mi nad nimi strasznie zgrzytały.

Ekspert oszukany…
Dlaczego to takie ważne i o co chodzi z tymi numerami dokładnie pisałam już w postach „Chłopi, myjcie swoje jaja”  (w listopadzie) i o kwasach omega (w grudniu), zachęcam do przeczytania. No i oczywiście w kursie dostępnym na mojej stronie.
Producenci kontra my to wojna bez pardonu.
Dzisiaj tyle, niby nic nowego, ale dla przypomnienia, że należy zachować stałą czujność, jak to mawiał Szalonooki  Moody z Harry’ego Pottera :).

4 komentarze:

  1. Dziękuję za informacje, które tu podajesz, w dzisiejszych czasach to bezcenne, taka wiedza. Nie miałam pojęcia, że producenci robią aż takie kanty. Cały poranek spędziłam na tej stronie, bo chciałam przeczytać wszystkie posty :)
    Życzę dużo zdrowia całej rodzinie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Mogłabyś napisać w którymś poście, o co chodzi z tym chlorofilem, co to wczoraj pisali, że chroni przed rakiem? Naprawdę tak jest?

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziś zamieściłam na stronie materiał na ten temat: www.jemnazdrowie.pl albo www.jemnazdrowie.bnx.pl
    Wszystko tam w miarę dokładnie wyjaśniłam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Mieszkam od kilku lat w Niemczech i to co tutaj piszesz mnie przeraziło. Nie dlatego, że zdarzają się takie manipulacje-oszustwa. To zdarzyć może się wszędzie. Ale to jak mała jest jeszcze wiedza polskiego społeczeństwa na tem np choćby tylko oznakowania żywności. Bo to, że pierwsza cyfra na jajku to sposób jego "produkcji" to nie wszystko. Znajduje się tam też kraj pochodzenia, jego region i nr weterynaryjny zakładu oraz numer kurnika. Po tych numerach można "trafić" dokładnie do producenta.
    Pozdrawiam i trzymam kciuki za twoją akcję edukacyjną.

    OdpowiedzUsuń