Zacznę od kajania się. I przeproszenia wszystkich moich
nielicznych znajomych na Facebooku za propagowanie nieprawdziwych informacji.
Zdarzyło mi się to. Jakiś czas temu jedna ze stron, którą cenię za działalność,
zamieściła informację o tym, że takie brązowe miejsca w bananach mają silnie
przeciwnowotworowe właściwości. Zgadzało się to z moją wiedzą, że najzdrowszy banan
to dojrzały banan, taki właśnie już z brązowymi miejscami na skórce. I
bezmyślnie umieściłam taką informację na swojej tablicy. Po czym, zaczęłam ją
sprawdzać.
Cóż… Napiszę krótko – to nieprawda. To o bananach. Zresztą,
napiszę nieco dłużej – nie ma solidnych badań, które potwierdziłyby coś
takiego. Kilka osób, bodajże z Japonii, jeśli dobrze pamiętam, przeprowadziło
coś na kształt badania, otrzymali „rewelacyjne” wyniki, które udało im się
opublikować tylko w jakimś miejscowym czasopiśmie. Nie widziałam ich, tych
wyników, bo badanie jest najwidoczniej tak nierzetelne, że nawet nie znalazło
się w MedLinie (baza artykułów naukowych z całego świata).
Jak wszędzie i zawsze powtarzam, niepotwierdzone hipotezy
mnie nie interesują. Póki co, żadne szczególne miejsce w bananie nie jest
„zabójcą raka”, jak to było opisane przy Facebookowym zdjęciu.
To jest jeden koniec banana – nie jest on cudownym lekiem.
Ale z drugiej strony banan jak najbardziej zalicza się do
przeciwnowotworowej żywności. Nie tak spektakularnie, ale z całą pewnością
warto go mieć w diecie, może nie codziennej (ważna jest rozmaitość przecież),
ale cotygodniowej.
Co takiego dobrego posiada banan? Bardzo dużo w liczbie,
mniej w ilości poszczególnych składników. Z tych takich bardziej oczywistych:
błonnik, fosfor, żelazo, potas, beta karoten, witaminy: B1, B2, C i niacyna.
Banan zawiera tez rzeczy, o których mniej się mówi, a mają
nieliche przeciwnowotworowe działanie.
Rzecz pierwsza: melatonina. Hormon, który jest polecany
przed spaniem. Aby zasnąć :)
Napisałam, że jest polecany, tak, jakby można było go
łyknąć, a przecież hormony się wytwarzają. Ale po pierwsze, owszem, melatoninę
można łykać w tabletkach (czego nigdy nie polecam, żadnych suplementów), po
drugie możną ją spożyć albo poprzez zjedzenie w produktach spożywczych
bezpośrednio (gotowa melatonina), albo pośrednio (wytworzy się w przewodzie
pokarmowym pod wpływem i ze spożytych produktów).
Jedząc banany dostarczamy sobie melatoninę. A okazuje się,
że ma ona właściwości antyoksydacyjne, poza tym wzmacnia odporność naszego
organizmu – dwa bardzo ważne antyrakowe działania!
Owszem, to dopiero początek badań na drodze melatonina –
rak, ale bardzo obiecujący.
Jeśli chodzi o melatoninę, to banan wykazuje wręcz
porażające działanie.
Zobrazuję to liczbami: u zdrowego człowieka stężenie
melatoniny w ciągu dnia wynosi od 5-20 pg/ml. W nocy, w „godzinach szczytu”, od
80 dp 200 pg/ml (melatonina reguluje nasz rytm dobowy). Jak widać, w ciągu dnia
wydzielanie tego hormonu mamy malutkie. A co się dzieje po zjedzeniu banana?
A właściwie po dwóch :) Po zjedzeniu dwóch bananów, po 120 minutach stężenie
melatoniny wzrosło do 140 pg/ml (ze „średniej wyjściowej” 32 pg/ml). Znaczny
wzrost, prawda? Znacznie wzrosła też zdolność przeciwutleniająca surowicy krwi.
O melatoninie można by naprawdę dużo pisać, a ciągle jeszcze
jest słabo poznanym hormonem. Wracamy do bananów i ich zawartości:
Lektyny, czyli jedno wielkie WOW.
Lektyny to związki, którymi mogą być białka, albo
glikoproteiny. Właściwie stanowią temat rzekę, a nadal dają duże pole do badań
– wiemy o nich już dużo, ale znacznie więcej jeszcze o nich nie wiemy. A
właściwie o ich działaniu. Wiemy, że mogą być szkodliwe – np. gluten jest
lektyną, a wiadomo, że alergia na gluten to dziś rzecz niestety często
spotykana. Większość z lektyn może wykazywać toksyczność w pewnych warunkach,
dlatego należy do nich podchodzić ostrożnie, na pewno nie objadać się jakąś
rzeczą tylko dlatego, że zawiera lektyny (a występują w takich pokarmach jak
pszenica, soja, kukurydza, pomidory, orzeszki ziemne, fasola, groch, soczewica,
grzyby, ryż, ziemniaki i król dzisiejszego wpisu – banan).
Z ostrzeżeń i ostrożności to tyle, a teraz o jasnej stronie
mocy lektyn. Odkryto, że posiadają bardzo silne przeciwnowotworowe właściwości
i to praktycznie na każdym polu, czyli w skrócie: mogą prowadzić do zahamowania
angiogenezy (czyli tworzenia przez guza własnej sieci naczyń krwionośnych),
działają stymulująco na układ odpornościowy (konkretnie na podział limfocytów
T), wreszcie powodują apoptozę (obumieranie komórek raka). To w skrócie, gdyż
oczywiście niektóre lektyny wykazują takie działanie w przypadku różnych typów
nowotworów. I mówimy tu o rzetelnych podstawach do stawiania takich wniosków,
gdyż są poparte zarówno badaniami In vitro, jak i In vivo, jak również
badaniami na ludziach (to brzmi jak z horroru, ale chodzi o zwykłą „analizę
przypadku” – jak dieta w danej populacji wpływa na stan zdrowia, bądź badania
jednostkowe).
Jak mówię, ostrożności nigdy za wiele i opis każdego badania
na temat „rak i lektyny” kończy się stwierdzeniem, że wyniki są bardzo
obiecujące, ale dalsze badania są konieczne, co nie zmienia faktu, że na pewno
warto mieć w swojej diecie pokarmy zawierające lektyny, gdyż ich właściwości
antyrakowe wydają się być bardzo silne.
To był drugi koniec banana – że zalicza się do pokarmów
przeciwnowotworowych.
Ale jest i trzeci koniec: banany przyczyniają się do
powstania raka u wielu, wielu ludzi… tylko, że nie wśród nas (chyba, że jemy
banana razem z niemytą skórką). Niestety, to prawda. Smutna, ciężka i bardzo
niewygodna, bo nie wiadomo co z nią zrobić.
Posłuchajcie, poczytajcie:
Przy uprawie bananów stosuje się bardzo silne pestycydy. Są
one w miarę nieszkodliwe dla tych, którzy banany zjadają, bo gruba skórka
banana dobrze je izoluje (pod warunkiem, że przed obieraniem bananów dokładnie
je umyliśmy gorącą wodą z detergentem). Ale są bardzo szkodliwe dla tych, którzy
są ustawicznie narażani na ich działanie w pracy – dla pracowników fizycznych
zatrudnianych przy uprawie bananów. Natrafiłam na kilka bardzo nieprzyjemnych
we wnioskach badań na ten temat, wszystkie dotyczyły kostarykańskich upraw, nie
wiem dlaczego, ale wątpię, aby gdzie indziej takich pestycydów nie stosowano i
podejrzewam, że jest to problem dotyczący wszelkich upraw bananów. Wyraźnie wykazano,
że pestycydy stosowane w uprawach bananów są genotoksyczne i powodują wiele
różnych dolegliwości, od bólów głowy zaczynając, poprzez posocznicę, na
nowotworach kończąc.
Cierpię, kiedy o tym myślę. Częsty to przypadek, że ludzie,
biedni ludzie pracują w warunkach bardzo szkodzących ich zdrowiu, bo nie mają
wyjścia, bo muszą zarabiać aby utrzymać swoją rodzinę i siebie. Okrutny to
świat, w którym jedni ludzie powodują takie rzeczy i się nimi nie przejmują, bo
dzięki temu zarabiają dużo pieniędzy. Mam ty oczywiście na myśli właścicieli
owych plantacji na jednym końcu, a na drugim właścicieli supermarketów wymuszających
coraz niższe ceny na producentach (którzy tną koszta obcinając i tak już
głodowe pensje pracowników). A przecież to są ich bracia i siostry, ich tak
samo jak i nasi. Co z tego, że nie znam osobiście nikogo z nich. Czuję się tak,
jakbym dowiadywała się o chorobie i śmierci bliskiej mi osoby.
A co my mamy z tym zrobić? Przestać jeść banany? Przecież to
nie rozwiąże problemu, nawet, gdyby nasz skromny bojkot bananów miał
jakikolwiek realny skutek. Wątpię, żeby ludzie pracujący na tych plantacjach
byli zadowoleni z tego, że zabiera się im jedyne źródło utrzymania. Wolą chorować
niż patrzeć, jak ich rodziny głodują i to jest oczywiste. Założyć fundację „Koniec
z używaniem pestycydów na plantacjach bananów!”? Właściwie to by było najlepsze
i mam nadzieję, że ktoś wkrótce odkryje w sobie taką życiową misję. Ja jej nie
sprostam.
Po co więc w ogóle o tym piszę? Abyście wiedzieli. Po prostu.
Ci ludzie, którzy każdego dnia w pracy powodują takie szkody w swoim organizmie
zasługują na to, aby o nich wiedzieć. I o ich cierpieniach.
To by było na tyle o trzech końcach banana.