sobota, 13 kwietnia 2013

Każdy banan ma trzy końce



Zacznę od kajania się. I przeproszenia wszystkich moich nielicznych znajomych na Facebooku za propagowanie nieprawdziwych informacji. Zdarzyło mi się to. Jakiś czas temu jedna ze stron, którą cenię za działalność, zamieściła informację o tym, że takie brązowe miejsca w bananach mają silnie przeciwnowotworowe właściwości. Zgadzało się to z moją wiedzą, że najzdrowszy banan to dojrzały banan, taki właśnie już z brązowymi miejscami na skórce. I bezmyślnie umieściłam taką informację na swojej tablicy. Po czym, zaczęłam ją sprawdzać.



Cóż… Napiszę krótko – to nieprawda. To o bananach. Zresztą, napiszę nieco dłużej – nie ma solidnych badań, które potwierdziłyby coś takiego. Kilka osób, bodajże z Japonii, jeśli dobrze pamiętam, przeprowadziło coś na kształt badania, otrzymali „rewelacyjne” wyniki, które udało im się opublikować tylko w jakimś miejscowym czasopiśmie. Nie widziałam ich, tych wyników, bo badanie jest najwidoczniej tak nierzetelne, że nawet nie znalazło się w MedLinie (baza artykułów naukowych z całego świata).

Jak wszędzie i zawsze powtarzam, niepotwierdzone hipotezy mnie nie interesują. Póki co, żadne szczególne miejsce w bananie nie jest „zabójcą raka”, jak to było opisane przy Facebookowym zdjęciu.

To jest jeden koniec banana – nie jest on cudownym lekiem.

Ale z drugiej strony banan jak najbardziej zalicza się do przeciwnowotworowej żywności. Nie tak spektakularnie, ale z całą pewnością warto go mieć w diecie, może nie codziennej (ważna jest rozmaitość przecież), ale cotygodniowej. 

Co takiego dobrego posiada banan? Bardzo dużo w liczbie, mniej w ilości poszczególnych składników. Z tych takich bardziej oczywistych: błonnik, fosfor, żelazo, potas, beta karoten, witaminy: B1, B2, C i niacyna. 

Banan zawiera tez rzeczy, o których mniej się mówi, a mają nieliche przeciwnowotworowe działanie. 

Rzecz pierwsza: melatonina. Hormon, który jest polecany przed spaniem. Aby zasnąć :)
Napisałam, że jest polecany, tak, jakby można było go łyknąć, a przecież hormony się wytwarzają. Ale po pierwsze, owszem, melatoninę można łykać w tabletkach (czego nigdy nie polecam, żadnych suplementów), po drugie możną ją spożyć albo poprzez zjedzenie w produktach spożywczych bezpośrednio (gotowa melatonina), albo pośrednio (wytworzy się w przewodzie pokarmowym pod wpływem i ze spożytych produktów).
Jedząc banany dostarczamy sobie melatoninę. A okazuje się, że ma ona właściwości antyoksydacyjne, poza tym wzmacnia odporność naszego organizmu – dwa bardzo ważne antyrakowe działania!

Owszem, to dopiero początek badań na drodze melatonina – rak, ale bardzo obiecujący.
Jeśli chodzi o melatoninę, to banan wykazuje wręcz porażające działanie.
Zobrazuję to liczbami: u zdrowego człowieka stężenie melatoniny w ciągu dnia wynosi od 5-20 pg/ml. W nocy, w „godzinach szczytu”, od 80 dp 200 pg/ml (melatonina reguluje nasz rytm dobowy). Jak widać, w ciągu dnia wydzielanie tego hormonu mamy malutkie. A co się dzieje po zjedzeniu banana?

A właściwie po dwóch :) Po zjedzeniu dwóch bananów, po 120 minutach stężenie melatoniny wzrosło do 140 pg/ml (ze „średniej wyjściowej” 32 pg/ml). Znaczny wzrost, prawda? Znacznie wzrosła też zdolność przeciwutleniająca surowicy krwi.

O melatoninie można by naprawdę dużo pisać, a ciągle jeszcze jest słabo poznanym hormonem. Wracamy do bananów i ich zawartości:

Lektyny, czyli jedno wielkie WOW.

Lektyny to związki, którymi mogą być białka, albo glikoproteiny. Właściwie stanowią temat rzekę, a nadal dają duże pole do badań – wiemy o nich już dużo, ale znacznie więcej jeszcze o nich nie wiemy. A właściwie o ich działaniu. Wiemy, że mogą być szkodliwe – np. gluten jest lektyną, a wiadomo, że alergia na gluten to dziś rzecz niestety często spotykana. Większość z lektyn może wykazywać toksyczność w pewnych warunkach, dlatego należy do nich podchodzić ostrożnie, na pewno nie objadać się jakąś rzeczą tylko dlatego, że zawiera lektyny (a występują w takich pokarmach jak pszenica, soja, kukurydza, pomidory, orzeszki ziemne, fasola, groch, soczewica, grzyby, ryż, ziemniaki i król dzisiejszego wpisu – banan). 

Z ostrzeżeń i ostrożności to tyle, a teraz o jasnej stronie mocy lektyn. Odkryto, że posiadają bardzo silne przeciwnowotworowe właściwości i to praktycznie na każdym polu, czyli w skrócie: mogą prowadzić do zahamowania angiogenezy (czyli tworzenia przez guza własnej sieci naczyń krwionośnych), działają stymulująco na układ odpornościowy (konkretnie na podział limfocytów T), wreszcie powodują apoptozę (obumieranie komórek raka). To w skrócie, gdyż oczywiście niektóre lektyny wykazują takie działanie w przypadku różnych typów nowotworów. I mówimy tu o rzetelnych podstawach do stawiania takich wniosków, gdyż są poparte zarówno badaniami In vitro, jak i In vivo, jak również badaniami na ludziach (to brzmi jak z horroru, ale chodzi o zwykłą „analizę przypadku” – jak dieta w danej populacji wpływa na stan zdrowia, bądź badania jednostkowe).

Jak mówię, ostrożności nigdy za wiele i opis każdego badania na temat „rak i lektyny” kończy się stwierdzeniem, że wyniki są bardzo obiecujące, ale dalsze badania są konieczne, co nie zmienia faktu, że na pewno warto mieć w swojej diecie pokarmy zawierające lektyny, gdyż ich właściwości antyrakowe wydają się być bardzo silne.

To był drugi koniec banana – że zalicza się do pokarmów przeciwnowotworowych.



Ale jest i trzeci koniec: banany przyczyniają się do powstania raka u wielu, wielu ludzi… tylko, że nie wśród nas (chyba, że jemy banana razem z niemytą skórką). Niestety, to prawda. Smutna, ciężka i bardzo niewygodna, bo nie wiadomo co z nią zrobić.

Posłuchajcie, poczytajcie:

Przy uprawie bananów stosuje się bardzo silne pestycydy. Są one w miarę nieszkodliwe dla tych, którzy banany zjadają, bo gruba skórka banana dobrze je izoluje (pod warunkiem, że przed obieraniem bananów dokładnie je umyliśmy gorącą wodą z detergentem). Ale są bardzo szkodliwe dla tych, którzy są ustawicznie narażani na ich działanie w pracy – dla pracowników fizycznych zatrudnianych przy uprawie bananów. Natrafiłam na kilka bardzo nieprzyjemnych we wnioskach badań na ten temat, wszystkie dotyczyły kostarykańskich upraw, nie wiem dlaczego, ale wątpię, aby gdzie indziej takich pestycydów nie stosowano i podejrzewam, że jest to problem dotyczący wszelkich upraw bananów. Wyraźnie wykazano, że pestycydy stosowane w uprawach bananów są genotoksyczne i powodują wiele różnych dolegliwości, od bólów głowy zaczynając, poprzez posocznicę, na nowotworach kończąc. 



Cierpię, kiedy o tym myślę. Częsty to przypadek, że ludzie, biedni ludzie pracują w warunkach bardzo szkodzących ich zdrowiu, bo nie mają wyjścia, bo muszą zarabiać aby utrzymać swoją rodzinę i siebie. Okrutny to świat, w którym jedni ludzie powodują takie rzeczy i się nimi nie przejmują, bo dzięki temu zarabiają dużo pieniędzy. Mam ty oczywiście na myśli właścicieli owych plantacji na jednym końcu, a na drugim właścicieli supermarketów wymuszających coraz niższe ceny na producentach (którzy tną koszta obcinając i tak już głodowe pensje pracowników). A przecież to są ich bracia i siostry, ich tak samo jak i nasi. Co z tego, że nie znam osobiście nikogo z nich. Czuję się tak, jakbym dowiadywała się o chorobie i śmierci bliskiej mi osoby. 

A co my mamy z tym zrobić? Przestać jeść banany? Przecież to nie rozwiąże problemu, nawet, gdyby nasz skromny bojkot bananów miał jakikolwiek realny skutek. Wątpię, żeby ludzie pracujący na tych plantacjach byli zadowoleni z tego, że zabiera się im jedyne źródło utrzymania. Wolą chorować niż patrzeć, jak ich rodziny głodują i to jest oczywiste. Założyć fundację „Koniec z używaniem pestycydów na plantacjach bananów!”? Właściwie to by było najlepsze i mam nadzieję, że ktoś wkrótce odkryje w sobie taką życiową misję. Ja jej nie sprostam. 

Po co więc w ogóle o tym piszę? Abyście wiedzieli. Po prostu. Ci ludzie, którzy każdego dnia w pracy powodują takie szkody w swoim organizmie zasługują na to, aby o nich wiedzieć. I o ich cierpieniach. 

To by było na tyle o trzech końcach banana.